28 stycznia 1944 r. Niemcy rozstrzelali 20 mieszkańców Topoli, mężczyzn w sile wieku.
Krew z
furmanek wsiąkała w ziemię. Maria Ptak nie potrafi, ale chyba i nie
chce zapomnieć tamtego styczniowego dnia; widzi twarze, postacie, słyszy
krzyk i spazmatyczny płacz, czuje w sobie tamten, sprzed kilkudziesięciu
lat, trzaskający mróz. Było chyba z 25 stopni poniżej zera. W rodzinie
Uszków było troje rodzeństwa, ona najmłodsza, dwunastolatka. Mieczysław
Uszko, zaledwie 19-letni, nie przeczuwał swego losu, choć ostrzeżenie o
niemieckiej obławie było z pierwszej ręki, od taty. – Tatuś wracał
kolejką z Miechowa (tam starszy brat leżał w szpitalu). Kolejkę
zatrzymali partyzanci i pytają: „Kto jest z Topoli?”. Tata bał się, ale
się przyznał. Partyzant poświecił mu w twarz latarką i mówi, że wieś
obstawią Niemcy, że za to rozpędzenie bydła będzie obława i żeby mieć
się na baczności. Latarka zgasła. Tata poznał tego partyzanta, to był
człowiek z Kobylnik – opowiada Maria Ptak.
Starszy pan Uszko po powrocie do domu ostrzegł, kogo mógł i z tego
powodu natychmiast wyjechali nocujący u Uszków dwaj z trzech gospodarzy z
Wolbromia. Ten trzeci jednak pozostał i rankiem wyruszył w kierunku
Kazimierzy. Na jego furmankę przysiadł się Mieczysław Uszko, jechał do
tamtejszej cukrowni. – Był w Junakach, takich jakby hufcach pracy –
wspomina siostra.
Skoro świt Niemcy obstawili Topolę, wpadali do domów, wyciągali
mężczyzn. – Ja wciąż to widzę: domki nie takie jak dzisiaj,
skromniutkie, kryte strzechami. Niemcy, a między nimi Ukraińcy i
granatowa policja chodzą po domach, gorliwsi przeszukują izby. Nam się
nie śniło, że brata wrócą z tej drogi do Kazimierzy, do pracy przecież
pojechał… Zobaczyłam go przez okno, tak smutno popatrzył mi w oczy…
Aresztantów zebrali na placu k. dawnej szkoły, pytali o nazwiska partyzantów,
którzy zorganizowali akcję, a gdy nie padło żadne, zaraz na miejscu
chcieli rozstrzelać dwudziestu, wybranych, co dziesiąty, z całej
gromady. Wśród nich młody Mieczysław Uszko. – Podniósł się nieludzki
krzyk. Wtedy załadowali ich na dwie podwody i wywieźli za wieś.
Chodziłam tam potem. W rowie rosły wielkie ciernie. Ludzie opowiadali,
że skazańcy obejmowali się, żegnali. Jeden z nich był martwy jeszcze
przed strzałem, z samego strachu umarł – wspomina Maria Ptak.
Jeszcze wykonana z niemiecką precyzją seria z karabinu – i cisza.
Bezwładne ciała załadowano byle jak na furmanki. Kawalkada toczyła się
drogą na Skalbmierz. Ciepła krew sączyła się przez szpary miedzy deskami
kropla po kropli i wsiąkała w ziemię, znacząc ostatnią drogę
rozstrzelanych z Topoli. Pochowano ich we wspólnym grobie na cmentarzu w
Skalbmierzu.
W miejscu egzekucji stoi powojenny pomnik, odnowiony przez gminę.
Topolanie rokrocznie idą z kościoła zimowym zmierzchem pod ten pomnik
drogą, którą objęci w przedśmiertnym przerażeniu przejechali ich bracia,
ojcowie, dziadowie.
28 stycznia 1944 r. w odwet za akcję dywersyjną por. Franciszka Pudy
„Sokoła”, polegającą na rozpuszczeniu kontyngentowego bydła w dniu 26
stycznia 1944 r. z kolejki wąskotorowej w Topoli, z rąk Niemców zginęli
mieszkańcy Topoli: Bolesław Bator (l. 29), Stanisław Czapla (30),
Mieczysław Dubaj (30), Antoni Gołębiowski (22), Franciszek Kula (38),
Józef Motyka (49), Bogdan Nowak (35), Włodzimierz Nurkowski (20),
Stanisław Porada (20), Edward Półtorak (19) Stanisław Półtorak (28), Jan
Pudo (30), Jan Rejdak (43), Stanisław Tańcula (33), Kazimierz
Tomaszewski (33), Mieczysław Uszko (19), Stanisław Uszko (20), Stanisław
Uszko (21), Józef Wieczorek (28), Jan Zachariasz (33).
Położenie: Topola, gm. Skalbmierz, pow. kazimierski, woj. świętokrzyskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz